Broumowskie Ściany w deszczu

czeskie góry stołowe

Miniony weekend był moim pierwszym w pełni wolnym czasem od kilku tygodni. Dodatkowo okazało się, że zostanę słomianą wdową przez całe dwa dni, co mogło skutkować jedną tylko decyzją – posprzątam w domu. Żartowałam. Chciałam połazić po Sudetach. Prognozy pogody skutecznie mnie do tego zniechęciły – deszcz padający bez przerwy to dla mnie żadna frajda. Do soboty.

W facebookowej grupie „Z Wrocławia w góry” pojawił się post z propozycją wspólnego wyjazdu w Broumovskie Ściany. Z Pasterki przez Korunę, Skalną bramę i z powrotem, mniej więcej tak:

Dojazd do Pasterki za pośrednictwem komunikacji zbiorowej to mało komfortowy pomysł, dlatego, nim zdążyłam się zastanowić, zgłosiłam się na ochotnika do udziału w wycieczce. W międzyczasie prognozy pogody były coraz lepsze, jednak w dzień wyjazdu nie pozostawiały złudzeń.

Gdy nasza 15-osobowa ekipa dotarła na miejsce, jak na zawołanie zaczęło kropić. Nie było wśród nas ludzi z łapanki, zatem w dobrych humorach ruszyliśmy ku przygodzie.

góry stołowe
pasterka
pasterka pttk
sudety wschodnie

Obawiałam się, że tak liczna grupa bardzo mnie zmęczy, bo jednak ludzie nie są moim ulubionym gatunkiem ssaka i nigdy tego nie ukrywałam. Okazało się jednak, że moje obawy były bezpodstawne. Nieudane próby uzyskania prawa jazdy, zbieranie grzybów i gruzińskie wina to tylko niektóre z tematów, które umilały nam wędrówkę. Szybko dotarliśmy na Korunę, gdzie  po krótkim oczekiwaniu udało mi się zrobić kilka ujęć pięknego krajobrazu dokoła, a nawet pohuśtać przez kilka minut. Tak, na szczycie wisi huśtawka. 🙂

brumowskie skaly
pasterka pttk

Prosto z Koruny udaliśmy się ku Skalnej Bramie, a tam rozpadało się na dobre. W tych warunkach pierwsza część grupy zeszła wcześniej, podczas gdy pozostałe osoby robiły ostatnie zdjęcia. Zaczekałam na ostatnie sześć osób tuż obok Horskiej služby, pomagającej turystce z urazem nogi i wszyscy razem zaczęliśmy marsz w dół.

koruna huśtawka

Jak okazało się godzinę później, nasz beztroski marsz po ciekawie ułożonych głazach powinien zakończyć się po 300 metrach, a nie kilkudziesięciu minutach zejścia. Tym sposobem resztę trasy pokonaliśmy ścieżką rowerową i zresztą grupy spotkaliśmy się już w Pasterce. Wszyscy dotarli niemal równocześnie – zmoknięci, ale szczęśliwi. Zatrzymaliśmy się na końcu świata czyli w PTTK Pasterka, gdzie kierowcy wypili kawę i herbatę, a reszta wędrowców raczyła się piwem podawanym w wersji grzanej i chłodniejszej. Nie mogło zabraknąć także olbrzymich i pysznych pierogniewów. Wystarczy pobyć tu przez chwilę, by zostawić serce.

Informacje praktyczne:

Pogoda: deszcz nie jest czynnikiem, który powinien zniechęcać nas do wędrówek, ale należy bardzo uważać, idąc po kamieniach i w błocie, bo łatwo się poślizgnąć.

To był pierwszy egzamin dla mojego plecaka z pokrowcem przeciwdeszczowym. Sprawdził się śpiewająco. Jeśli rozglądacie się za czymś do wędrówek w różnych warunkach, polecam wybór plecaków, które takie pokrowce mają automatycznie pod spodem – wtedy nie będą sie zsuwać przy niestandardowych wymiarach. O kurtce przeciwdeszczowej chyba nie muszę pisać, bo to oczywiste.

Trudność: żadna. Trasa ta nie zawiera zawrotnych sum przewyższeń ani szczególnych utrudnień. Jeśli macie ochotę pokonać ją z dziećmi, bez problemu można skrócić pętlę i jest to wskazane, bo to jednak prawie 20 km marszu. 

Dojazd: z Wrocławia przez Kłodzko. My parkowaliśmy tuż przed schroniskiem Pasterka. Połowa września i aura sprawiły, że nie było problemu z miejscem. Trudno mi doradzić coś w szczycie sezonu turystycznego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *