Powrót zimy: Szczeliniec Wielki

Ostatnio relacjonowałam swoje ostatnie zimowe wyjście w tym sezonie i byłam przekonana, że dodatnie temperatury zostaną z nami na stałe. Jakież było moje zdziwienie, gdy w ciągu kilkunastu godzin Polskę zasypały zwały śniegu, którym towarzyszyły niezłe mrozy.

Tę trasę miałam już jednak w planach od miesiąca, a istnieje niewiele czynników, które zatrzymałyby mnie w domu, więc sobotę przywitałam klasyczną kawą na stacji benzynowej. Tym razem propozycja w grupie sudeckiej spotkała się z uznaniem i na szlak dotarliśmy 5-osobową ekipą. Ot, urok nieco bardziej „oklepanych” szczytów.

Sama pętelka była jednak mniej oklepana, bowiem w ostatecznym rozrachunku wyniosła ponad 20 kilometrów. Rozpoczęliśmy ją w Karłowie i stamtąd udaliśmy się w kierunku Błędnych Skał, które oczywiście nie były udostępnione do zwiedzania z uwagi na aurę. A ta była daleka od komfortowej – kilka zejść zrobiłam klasycznym dupozjazdem, by uniknąć ewentualnych uszkodzeń. Wtedy też przypomniałam sobie wezwanie TOPR-u do odmrożenia pośladków i przyspieszyłam nieco, by nie podzielić tego losu. Wiatr wiał jak szalony, zwłaszcza na otwartych przestrzeniach, którymi poruszaliśmy się momentami.

Gdy moje dłonie nie były już w stanie włączyć aparatu, dotarliśmy do Pasterki. Gorąca herbata i Pierogniew nieco dodały animuszu, ale najpiękniejszym uczuciem była zmiana polarowych rękawic na narciarskie. Mimo wszystko, trudno było wyjść z ciepłego pomieszczenia i ruszyć dalej, gdy pierwsze kilka kilometrów od razu dało człowiekowi w kość.

Na szczęście poruszaliśmy się głównie między drzewami, więc komfort wędrówki znacząco wzrastał. Chwilę później okazało się, że wybór żółtego szlaku jeszcze pod Pasterką był chybiony – znacznie skrócił on zakładaną przez nas 20-kilometrową pętlę. Po dokonaniu tego spostrzeżenia uznaliśmy, że zrezygnujemy z podejścia prosto na Szczeliniec i obejdziemy go jeszcze niebieskim szlakiem.

Przeszliśmy przez charakterystyczne Skalne Wrota i znaleźliśmy się blisko Wodospadów Pośny, których żadne z nas dotąd nie widziało, więc nadłożyliśmy około 50 minut stromego zejścia i powrotu, by zobaczyć ten mało imponujący widok. Trzeba jednak przyznać, że samo dojście do wodospadów było niezwykle urokliwe. Być może przy lepszej aurze i po opadach całość prezentuje się nieco lepiej.

Po wdrapaniu się z powrotem do punktu wyjścia, udaliśmy się prosto na Szczeliniec Wielki. Nie jestem pewna, jak smakuje złoto, ale grzane wino w schronisku po takiej trasie prawdopodobnie bije je na głowę. Oczywiście nie uświadczyliśmy tam żadnej panoramy, ale satysfakcja była niesamowita.
Zintegrowaliśmy się nieco przy obiedzie i zeszliśmy do Karłowa, podziwiając jeszcze pojedyncze formacje skalne.

W takie dni jak ten trudno liczyć na imponujące fotografie i prześwitujące między drzewami sąsiednie pasma górskie, ale mają one swój urok. Gdy czytasz książkę pod kołdrą i masz wyrzuty sumienia, że jesteś leniwą bułą, przypominasz sobie dzień, w którym wstałaś o 5 rano tylko po to, by łazić po mrozie przy dmuchającym wietrze i wiesz, że tak trzeba żyć. 🙂

Informacje praktyczne: 

Trasa:  

Parking:
w Karłowie jest kilka parkingów, podobnie jak przy samym wejściu na schody ku Szczelińcowi. Latem panuje tam prawdziwy jarmark ze smrodem kiełbasy i goframi, więc raczej unikałabym wycieczki w popularnych terminach.

Jedzenie:
Na trasie mijamy Pasterkę, a na samym Szczelińcu znajduje się kolejne schronisko, więc z głodu raczej nie padniemy. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *