Rajd na orientację Tropiciel 2024: relacja
Czym jest rajd Tropiciel? Wyobraź sobie, że jedyne, co wiesz o imprezie, na którą się zapisujesz to to, że rozpoczynasz ją o 18:05 w konkretnym miejscu i masz do pokonania około 40 km. Nie znasz trasy, bo wymyślasz ją wraz ze swoją drużyną. Zasady są trzy: masz do odbicia wszystkie wymagane punkty kontrolne, na których wykonujesz też zadania i masz określony czas na ukończenie rajdu. Nie używasz GPS, masz tylko kompas.
Tropiciel – kultowy rajd
Z mojej perspektywy Tropiciel jest kultowym już rajdem, którego idea przyciąga sporo osób. W tym roku przyciągnęła także mnie. Zawody biegowe, w których biorę udział są wyzwaniem czysto fizycznym, gdyż znam trasę, mam ją w zegarku i telefonie, a moim zadaniem jest jak najszybsze dotarcie na metę. W przypadku wersji nawigacyjnej Tropiciela jest dokładnie na odwrót.
Nie wygra najszybszy. Wygra ten, kto zmieści się w limicie czasu i przejdzie jak najmniej kilometrów. W rzeczywistości oznacza to poruszanie się poza wyznaczonymi ścieżkami, co pozwala zaoszczędzić sporo metrów.
Tropiciel, trasa 40 km: start
Tuż przed startem dowiedziałyśmy się, że z uwagi na to, że nie mamy drużyny mieszanej, na pokonanie Tropiciela mamy nie 12, a 11 godzin – zupełnie jakby dodanie faceta do zespołu miało nas opóźnić. 😉 Nie wiedziałam, czy to dużo czy mało, bo w bieganiu pokonywanie takiego dystansu trwa znacznie krócej, więc byłam dobrej myśli.
Edycja 2 dni po wyścigu: po naszych uwagach organizator zdecydował się zrównać limit dla wszystkich zespołów i od teraz wynosić on będzie 12 h. Tyle dobrego, biorąc pod uwagę dalszą część relacji.
Otrzymałyśmy mapę i w ciągu kilku minut ustaliłyśmy kolejność zdobywania punktów kontrolnych. Nie marnując czasu, ruszyłyśmy do pierwszego z nich. Na szagę, bo jakby inaczej? Komary cięły na potęgę, ale na szczęście byłyśmy przygotowane i Mugga poszła w ruch.
Około 19:30 nieopodal wałów miał miejsce wspaniały spektakl mgiełek i zachodzącego powoli słońca. Choć wiedziałyśmy, że należy przemieszczać się żwawo, nie mogłyśmy odmówić sobie wykonania kilku zdjęć. Było tak pięknie!
Tropiciel po zmroku
Nawigacja za dnia i po zmroku to dwie różne kwestie, zwłaszcza jeśli nie masz sokolego wzroku. 🙂 Do drugiego punktu kontrolnego doszłyśmy już po zmroku. Zadanie było czysto zręcznościowe, choć dosyć trudne, ale udało nam się je wykonać i ruszyć dalej. Nad polami powoli zapadała ciemność, ale miejscami przebijały się jeszcze piękne kolory kończącego się dnia.
Po znalezieniu kolejnego punktu ruszyłyśmy na fragment, który będziemy wspominać latami. Zdecydowałyśmy się przeciąć dwie rzeki – jedną na boso (co za wspaniałe uczucie dla zmęczonych stóp!), drugą zaś po spróchniałych konarach.
Bardzo duży nacisk kładłyśmy na to, że trasa ma być możliwie najkrótsza i wyznaczana wyłącznie kompasem. Kosztowało nas to sporo komfortu, ale dało mnóstwo satysfakcji i wspomnień. Koncert tysięcy żab w egipskich ciemnościach, mała sikorka spotkana w zaroślach, sarna uciekająca przed czołówkami, stadnina koni – jedna wielka pochwała natury.
Gdzie ten kryzys?
Moją największą obawą w związku ze startem nie były kwestie formy, bo jestem w środku sezonu startowego, więc przejście 40 kilometrów nie stanowi problemu. Podstawowym kłopotem była noc. Sen jest dla mnie tak samo ważny jak sport. Nie rezygnuję z niego dobrowolnie i nie sypiam mniej niż 8 godzin. Wiedziałam, że około 2:00-3:00 może być naprawdę kiepsko, jednak nic takiego nie miało miejsca. Przez całą noc czułam się naprawdę dobrze – zarówno pod kątem fizycznym, jak i mentalnym. To dla mnie bardzo ważne, gdyż moim głównym celem na nadchodzące 10-lecie biegania jest start na dystansie 100 km, a to wiąże się z brakiem snu w nocy.
Nie będę opisywać zadań, bo to odbierze Wam całą zabawę. Sama ich nie znałam i uważam to za zaletę.
Nad ranem
Nad ranem zdałyśmy sobie sprawę, że mocno kurczy nam się czas. Jeden z punktów (przedostatni na naszej liście) był nieoświetlony i ukryty w środku niczego, przez co szukałyśmy go dłuższą chwilę. Idąc do niego również po raz pierwszy istotnie pomyliłyśmy kierunki. Po raz pierwszy pojawiło się uczucie lekkiego pośpiechu i ogólna irytacja.
Po wyjściu z lasu do drogi miałyśmy skręcić w lewo, a poszłyśmy w przeciwnym kierunku, tracąc dużo ponad kilometr. Uważam to za moment zwrotny rajdu. Zmęczenie, spora pomyłka, mocno kurczący się czas i ostatni punkt do znalezienia. Wola walki znacząco spadła, co nie dziwi, gdyż nie było już szans na dotarcie do mety na 5:05.
Rajd Tropiciel: meta
Odpuściłyśmy szukanie ostatniego punktu, choć byłyśmy tuż obok niego. Uznałyśmy, że skoro i tak na metę dotrzemy po czasie, nie ma sensu pogłębiać swojego zmęczenia. Wiadomo, że po porządnym wyspaniu się uznałyśmy, że warto było odbić się tam dla zasady, ale trudno było myśleć racjonalnie po 11 godzinach przeprawy przez krzaki i rzeki.
Finalnie na mecie odbiłyśmy się po 11 godzinach i 34 minutach jako jedyna drużyna w 100% żeńska. Zabrakło tak niewiele. Zabrakło właśnie tej godziny, którą miały drużyny mieszane. Jak się okazało po wyścigu, wstecznie otrzymałyśmy ją także my, ale na tamten moment tego nie wiedziałyśmy. Wielka szkoda, ale nie żałuję. Było fantastycznie i każda sekunda spędzona w naturze jest dla mnie na wagę złota.
Co zabrać na rajd na orientację?
Uważam, że miałyśmy wszystko, co niezbędne, więc sądzę, że lista będzie uniwersalna.
- Wygodne ubranie i naprawdę dobre buty. Zmoczysz je bardzo szybko. Nie mogą obcierać cię na tak długim dystansie.
- Czołówka i zapasowe baterie. Podstawa. Bez tego nie przejdziesz lasu w nocy.
- Kompas. Jak wyżej – to podstawowy sprzęt na tym rajdzie. Naprawdę zachęcam, aby nie oszukiwać i nie używać GPS. Nie o to chodzi w tym wszystkim.
- Repelent. Las, mokradła i maj to kleszcze oraz komary. W tym roku było od nich siwo!
- Woreczek strunowy lub folia, by zapakować mapę. Na zdjęciu wyżej zobaczysz, jak wygląda zmoczona i zmęczona życiem mapa. Lepiej mieć ochronę na egzemplarz każdego uczestnika.
- Stuptuty. Sama w życiu bym na to nie wpadła, a rada Pauliny, weteranki Tropiciela, uratowała mi skórę. Dzięki stuptutom nie poraniłam sobie łydek o liczne kolce jeżyn i malin, a woda wlewała się tylko przez membranę butów, a nie cholewki.
- Kilka rodzajów napojów. Minimum to woda i coś gorącego: herbata bądź kawa. Najlepiej podzielcie się z zespołem – niech jedna osoba zrobi herbatę, a inna dobrą kawę.
- Jedzenie. Nie ma zbyt wiele czasu na posiłki, dlatego zabierz coś, co możesz zjeść idąc. Kanapki, żelki, kabanosy, smoothie etc. Dopilnuj, aby jeść dużo węglowodanów i robić to regularnie, nim opadniesz z sił.
- Suche skarpetki i buty w aucie. Nawet jeśli nie zmienisz skarpet na trasie, miło będzie zdjąć ze stóp to, co ujrzysz po rajdzie.