|

Dębno Maraton 2024: relacja

Mimo zapewnień z gatunku “nigdy więcej”, po raz kolejny wróciłam na start asfaltowego maratonu. Padło na kultowy już Maraton Dębno. Moment był niefortunny z kilku powodów. Po pierwsze w tym roku, z uwagi na wybory samorządowe, termin Dębno Maratonu został przeniesiony ze statystycznie chłodniejszego kwietnia na upalny weekend maja. Po drugie nabawiłam się niespodziewanej kontuzji po wypadku na MTB i 2 tygodnie przed maratonem mogłam jedynie jeździć na szosie. W związku z tym start w maratonie stał pod wielkim znakiem zapytania. 

Jubileuszowy Maraton Dębno 

Po testowej przebieżce uznałam, że podejmę się wyzwania, a właściwie dwóch – ukończenia wyścigu oraz ustanowienia życiówki. O ile to pierwsze było w zasięgu, o tyle drugi plan był nieco szalony, ale nie uprzedzajmy faktów. 

Już po minięciu tabliczki z napisem “Dębno” czułam, że nie bez powodu jest ono nazywane stolicą polskiego maratonu. Z okazji jubileuszowego biegu miasto przygotowało wystawę, na której mogliśmy obejrzeć pierwsze statuetki dla zwycięzców oraz medale i mnóstwo archiwalnych wycinków prasowych. 

Maraton Dębno
Maraton Dębno
Maraton to nie szachy. Musiałam sfotografować ten wycinek, bo w kryzysowych momentach zawsze zarzekam się, że od jutra koniec z bieganiem – zaczynam, grać w szachy.

Na każdym kroku czuło się tę niepowtarzalną atmosferę. Flagi z logotypem imprezy, mnóstwo biegaczy i korki, jakich miasteczko nie widuje na co dzień. 🙂 

Maraton Dębno: start

Był to mój trzeci maraton uliczny. Pierwszy biegłam w upale, drugi w ulewnym deszczu. Tym razem, zgodnie z kolejnością zdarzeń, padło na start w upale. Zero chmur i ponad 20 stopni Celsjusza. Nie moje warunki, ale uznałam, że i tak próbuje zaatakować życiówkę. 

Do 20. kilometra trzymałam się pacemakerów i było całkiem luźno, ale chwilowa przerwa na WC sprawiła, że dalej biegłam sama i wszystko jakoś siadło. Chwilę przed 30. kilometrem dogoniła mnie już kolejna grupa pacekamerów, a po 35. kilometrze, gdy według wielu zaczyna się prawdziwe oblicze maratonu, było już naprawdę trudno. 

Upał lał się z nieba, ja nie zabrałam nakrycia głowy, a każde 100 metrów dłużyło mi się niczym kilometr. Nie pomagała muzyka, nie pomagali kibice – chciałam dotrzeć do końca.

Niestety, w Dębnie widok mety nie zwiastuje końca Twoich cierpień. 

Pomylona meta

Maraton w Dębnie odbywa się na pętlach. Nie, nie paru równych pętlach. Są dwie mniejsze i dwie większe. Trudno zorientować się w tym na chłodno, a podczas maratonu w upale jest to jeszcze trudniejsze. Sposób pokonywania trasy nie był w żaden sposób oznaczony. 

Maraton Dębno trasa
Tak wyglądała trasa.

Dla ludzi takich jak ja nie jest to problemem – biegłam z grupą i pacemakerami, ale co ma powiedzieć elita? Dwie reprezentantki Kenii, które prowadziły cały wyścig wbiegły na metę po pokonaniu 38 kilometrów. Tak, po pokonaniu tego dystansu widzisz już metę, ale musisz obiec ją z lewej strony i pokonać jeszcze pętlę o długości ponad 4 kilometrów. Wiesz o tym wyłącznie wtedy, gdy biegasz z zegarkiem z GPS, co uważam za ogromna wtopę organizacyjną. 

Konferansjer stwierdził tylko, że trasa była umieszczona w internecie. Czy jednak nie powinna być w minimalny sposób oznaczona? 

Oto wyniki kobiet po tej pomyłce:

1 Aleksandra Tarnowska POL 2:46:30 

2 Petra Pastorova CZE 2:47:59 

3 Jemaiyo Kibii KEN 2:49:18 

4 Rose JEPCHUMBA KEN 2:49:52 

5 Anna Pawlikowska POL 2:52:54 

Wnioski

Finalnie nie udało się wybiegać życiówki, ale było to ciekawe przeżycie. Pierwszym i podstawowym czynnikiem jest to, że asfalt nie jest moim terenem, wszak biegam wyłącznie w górach i lasach, gdzie tempo poruszania się jest nieco wolniejsze z uwagi na przewyższenia. Tu nie podołałam. 

Maraton Dębno

Druga, oczywista rzecz: w upale biegamy z nakryciem głowy.

Trzeci wniosek jest taki, że jeśli zdecyduję się jeszcze na asfaltowy maraton, zadbam o to, by robić więcej długich i płaskich wybiegań w szybszym tempie, bo Dębno nie było moim startem docelowym i większość treningów wykonywałam w tym roku w górach. Były to dystanse od 20 do 25 kilometrów i ewidentnie wyszło to w odpowiednim momencie maratonu. 

Czwarty wniosek jest taki, że założenia inne niż dobra zabawa zaledwie 3 tygodnie po kontuzji nie powinny mieć miejsca, ale moje własne oczekiwania wobec siebie to już temat na inna opowieść. 🙂

Po piąte i ostatnie: asfalt to nie mój świat. To ciekawa forma zwiedzania, ale sportowo jakoś mnie to nie pociąga. Myślę, że jeśli będę biegać maratony uliczne, to postawię na bardzo ciekawe miejsca, które w ten sposób zwiedzę. Do głowy przychodzi mi Walencja, Valetta, Ateny i inne ciekawe kierunki. W pozostałych przypadkach pozostanę w górach.

Maraton Dębno
Wymęczony, ale jest. 🙂

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *