|

Korona Gór Polski: Jagodna i Orlica w jeden dzień

Pierwsze dni marca były prawdopodobnie ostatnimi chwilami solidnego mrozu w Sudetach. W ramach realizowania mojego projektu Korony Gór Polski wybrałam się na Jagodną i Orlicę wraz z Ewą, którą poznałam w grupie miłośników Sudetów.

Dzień zapowiadał się pięknie już w momencie zakupu porannej kawy na stacji benzynowej – pięknie wschodzące słońce przekonało mnie, że lubię wstawać skoro świt, choć potrzebuję dobrej chwili, by to zrozumieć.

Na pierwszy rzut wybrałyśmy Jagodną i krótką, 15-kilometrową, pętlę ze schroniska w Spalonej.  Podejście na szczyt jest bardzo łagodne i mało wymagające, ale spory mróz dawał mi się we znaki, znacznie utrudniając obsługę aparatu. Krajobraz był w zasadzie ciągle ten sam – śnieg i ślady biegówek.

Na powrót do schroniska wybrałyśmy z kolei żółty szlak, który oferował nieco odmienne widoki i miejscami nieprzetarte ścieżki, do których zdążyłam się już przyzwyczaić w ostatnich tygodniach.
Po zejściu do PTTK Jagodna, które, jak widać na zdjęciu, jest najwyżej położonym schroniskiem w Polsce, napiłyśmy się herbaty i udałyśmy do auta, by pojechać do Zieleńca.

Mimo pięknej, słonecznej pogody i 13:00 na zegarku, udało nam się znaleźć miejsce parkingowe nieopodal stoku i chwilę później byłyśmy już na czerwono-niebieskim szlaku w kierunku Masarykovej Chaty.

Po raz drugi tego dnia dzieliłyśmy trasę z narciarzami. W tym miejscu chciałabym podkreślić coś, co zawsze uznawałam za oczywiste, ale widocznie niesłusznie. Szlaki, które są oznaczone na mapach i na drzewach są szlakami PIESZYMI i można się nimi poruszać przez cały rok, z wyjątkiem niebezpiecznych odcinków zamykanych w zimie, o czym informują strony parków narodowych oraz GOPR. To, że zimą są tam poprowadzone także szlaki dla narciarzy zjazdowych lub założone ślady biegówek NIE oznacza, że nie wolno się tamtędy poruszać. Tak, z taką uwagą spotkałyśmy się, proponując wspólny wyjazd w internecie.

Oczywiście konieczne jest poszanowanie czyjejś pracy i komfortu, toteż nie depczemy śladów biegówek i w miarę możliwości poruszamy się środkiem lub mocno z boku. Ot, wzajemny szacunek.

Po krótkim odpoczynku w schronisku, ruszyłyśmy czerwonym szlakiem w kierunku Orlicy. Wykonałam tu masę zdjęć, bo gra słońca i śniegu idealnie zaspokajała moją ogromną potrzebę obcowania z pięknem. Góry sprawiają, że każda pora roku i każda aura jest odpowiednia, by trochę pochodzić.

Niecałe dwie godziny wędrówki i dotarłyśmy pod Orlicę. Ten szczyt w mojej Koronie Gór Polski pojawił się już sporo wcześniej, ale tym razem dotarłam tam zupełnie inną drogą i w nieco trudniejszych niż letnie warunkach. Na samym wierzchołku spędziłyśmy około trzech minut, bo powoli traciłam już czucie w palcach, więc szybki marsz był bardzo wskazany.

Na powrót do Zieleńca wybrałyśmy zielony szlak do Schroniska Orlica przez Kamień Rubartscha. Po dotarciu do miejscowości rozpoczął się najtrudniejszy dla mnie fragment – maszerowanie poboczem ulicy przy -11 stopniach mrozu i nieco jarmarcznym klimacie narciarskiej mekki.

A chwilę po tym, jak usiadłam na fotelu pasażera, poczułam znane mi doskonale i jakże uzależniające uczucie niczym niezmąconego spełnienia.

Informacje praktyczne:

Parkowanie: Przy pierwszej pętli auto zostawiłyśmy pod schroniskiem Jagodna. Proponuję udać się tam bardzo wcześnie, ponieważ, jak zwykle, gdy można gdzieś dojechać autem, to ludzie właśnie tak zrobią. 🙂

Przy pętli na Orlicę auto zostawiłyśmy na darmowym parkingu pod wyciągami. Niemal w całym Zieleńcu nie są pobierane opłaty za parkowanie.

Jedzenie: Tego dnia mijamy trzy schroniska: Jagodna, Masarykova Chata i Orlica. W każdym z nich można także wbić pieczątkę, dokumentującą daną trasę.

Trasa:

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *